tommolittlecutie:
Tytuł: Please, don’t cry. I love you…
Opis: Osiemnastoletni Harry kocha taniec. Kiedy jednak chłopak z dnia na dzień rezygnuje z pasji jego ukochany, starszy o siedem lat Louis, poważnie się o niego martwi. Wszystkiemu towarzyszą codzienny płacz Harry’ego, niechęć wychodzenia z domu i spotykania się z ludźmi oraz ciągłe pragnienie ukochanego obok siebie.
Louis jednak zrobi wszystko, by pomóc swojemu aniołkowi. Zaprowadza go do psychologa…
Beta: Shelleme
5 września 2012, środa
Przespałem jedynie kilka godzin, może trzy, kiedy obudził mnie cichy płacz Harry’ego. Był odwrócony w stronę ściany, zakryty kołdrą po samą szyję. Chlipał i łkał na zmianę, a ja czułem niemiłe ukłucie w okolicy serca. Był to okropnie rozdzierający serce płacz i pewnie każdy na moim miejscu przytuliłby tego chłopca i płakał razem z nim. Jednak dla mnie było to już naprawdę męczące, ale też z dnia na dzień coraz bardziej przerażające, bo… Dlaczego tak się działo? Co działo się z Harrym? Dlaczego on płakał? Czemu nie chciał mojej pomocy? Wystarczyłoby, gdyby po prostu powiedział, poważnie. Nieważne, co to by było, ja na pewno mógłbym mu pomóc. Ale czy to musiało być tak dla niego straszne, że to ukrywał?
Obróciłem się do niego, przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej jego tak, że moja klatka piersiowa stykała się z jego plecami. Poczułem jak zadrżał na ten kontakt, raczej w zły sposób. Chyba nie chciał bym był blisko niego – na co łzy zakłuły mnie w oczy. Ranił mnie i to świadomie.
Szepnąłem mu jego imię do ucha, przez co się lekko spiął. Westchnąłem ciężko i wyswobodziłem się spod ciepłej kołdry. Chciałem krzyczeć, drzeć się na całe gardło, rzucić czymś, pokazać, że ja też odczuwam to wszystko, może nie tak jak on, ale wciąż. Jednak jedyne co zrobiłem, to na boso podreptałem do kuchni, gdzie nalałem sobie zimnej wody do szklanki. Zasiadłem do stołu i oparłem głowę na rękach. Próbowałem powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Nie chciałem znowu płakać, byłem tym zmęczony. To wysysało ze mnie energię. Ciągłe łzy i krzyki.. To do niczego nie prowadziło. Nie pomagało. Staliśmy w miejscu a może i nawet się cofaliśmy, zamiast pomóc sobie nawzajem.
Wypiłem zawartość szklanki i odchyliłem się na krześle. Postanowiłem, że dam Harry’emu tydzień spokoju; zero rozmów na temat tego co się działo, kompletna ignorancja. Chciałem też przemyśleć, czy nie odwołać wizyty u Alice. Może wtedy by się coś zmieniło, może Harry’ego ruszyłoby, zauważyłby, że byłem tym wszystkim wyczerpany, wręcz wycieńczony, może powiedziałby w końcu o co chodzi. No bo, naprawdę, ile on mógł płakać po nocach i obrażać się na mnie i mówić, że nic się nie dzieje? W tym momencie byłem na niego wściekły.
Siedziałem chwilę, wpatrując się w przestrzeń przede mną. Nie miałem kompletnie pojęcia, co teraz zrobić, co zrobić jutro, z Harrym, z tym wszystkim. Myśl, że tak naprawdę nic nie mogę jeszcze bardziej mnie dołowała, więc wstałem i wciąż powstrzymując łzy wróciłem do pokoju. Ułożyłem się na łóżku, z dala od Harry'ego i patrzyłem przez moment w sufit. Nie musiałem nawet zerkać na Harry'ego, wiedziałem i czułem, że wciąż płacze. Powoli obróciłem głowę w jego stronę i obserwowałem przez chwilę jego ciemne loczki i ramiona, które lekko drżały. Westchnąłem głośno i ułożyłem się na boku. Przesunąłem wzrokiem wzdłuż ciała mojego chłopaka, w głowie bijąc się z myślami, czy odezwać się, czy może siedzieć cicho. Po prostu nie umiałem być obojętny, jeśli chodziło o Harry'ego. Jednak postanowiłem nie rozmawiać z nim na ten temat i zamierzałem być słowny.
- Haz, przytulić cię? - spytałem ostrożnie i patrzyłem na kark Harry'ego, czekając na odpowiedź, której koniec końców nie otrzymałem. - Harry, kochanie. Chodź się przytulić. - Nadal cisza. - Nic więcej, tylko przytulić. - I wtedy, na te słowa, ciało Harry'ego przestało się trząść. Nie ruszał się kilka sekund, a potem obrócił się w moja stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Te jego były zaczerwienione, a powieki spuchnięte. Jego przygnębiający i zapłakany wzrok mówił mi więcej niż sam właściciel. Harry był zraniony, na pewno przez kogoś skrzywdzony, byłem tego pewien. Jego oczy wręcz przepraszały mnie za to, co się dzieje, i w tamtym momencie miałem ogromną ochotę zapłakać.
- Tylko przytulić? Nic więcej? - spytał drżącym głosem; jego dolna warga drżała, kąciki ust niebezpiecznie chyliły się ku dołowi, a mokre policzki błyszczały.
- Nic więcej - odszepnąłem, w ogóle się nie ruszając. Miałem ochotę zetrzeć mokre ślady z jego buźki i ucałować go w czoło, ale powstrzymywałem się, bo wiedziałem, że Harry tego nie chciał. Potrzebował miłości i czułości i z pewnością bezpieczeństwa, ale okazanych w inny sposób.
- Dobrze - zgodził się i przysnął lekko, więc ja znów obróciłem się na plecy, pozwalając, by jego główka spoczęła na mojej piersi. Ułożył się tak, że uchem przylegał do miejsca, gdzie znajdowało się moje serce i wiedziałem, że zrobił to specjalnie. Wtedy w moich oczach zebrały się łzy i nie miałem zamiaru się ich wstydzić. Jego dłoń leżała wzdłuż mojego mostka, a mokre rzęsy łaskotały moja skórę. Prawym ramieniem objąłem go w pasie, przysuwając go jeszcze bliżej swojego ciała, a on wcisnął swoją lewą nogę między moje, by palcami muskać moja łydkę. Z uśmiechem, sięgnąłem do jego dłoni i ścinałem ją mocno. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a ja krzyczałem w głowie, by tylko nie zacząć całować jego miękkich włosów. Kiedy upewniłem się, że śpi, szepnąłem mu, że go kocham, mając nadzieję, że będzie śnił o tych słowach.
Poranek był cichy. Pierwszy wstałem ja, szybko wykonałem poranną toaletę, po czym założyłem czarne jeansy oraz marynarkę, a pod spód nałożyłem białą koszulę. Wiedziałem, że Harry niczego nie zje, więc przygotowałem mu tylko herbatę, a dla siebie zapatrzyłem kawę i poszedłem go obudzić. Nie było jednak takiej potrzeby. Harry nie spał, kiedy wszedłem do sypialni, siedział na łóżku, oparty na przedramionach i wciąż przykryty kołdrą. Widziałem jego odstające obojczyki, o wiele bardziej niż zwykle i to również bolało. Nie mogłem patrzeć na to, jak z dnia na dzień chudnie coraz bardziej. Przecież on niszczył siebie. Potrafiłem zrozumieć, że nie był głodny, bo wiedziałem, że stres porządnie działa na człowieka, ale musiał coś jeść. Ja też od kilku dni nie miałem apetytu, ale musiałem coś w siebie wcisnąć, bo robiłem krzywdę mojemu organizmowi. Po takich rozmyślaniach zdecydowałem, że w pracy pójdę na lunch, bo samą kawą nie da się wyżyć.
Ruszyłem powoli w kierunku Harry'ego, a on jedynie przelotnie na mnie zerknął. Był aż nadto przygnębiony, zdołowany. Jego wzrok na pierwszy rzut oka wyrażał niechęć lub obojętność, ale kiedy przysiadłem na łóżku i uniosłem jego głowę, by na mnie spojrzał, zauważyłem w jego oczach kategoryczny strach, przerażenie i przeprosiny, najwyraźniej skierowane do mnie. Jego wciąż czerwone oczy były tak smutne, że nie chciałem w nie patrzeć, gdyż to istny cios w serce. Westchnąłem tylko i spuściłem wzrok, by po chwili ulokować spojrzenie w złączonych dłoniach Harry'ego.
- Przygotowałeś się do szkoły? - spytałem znając odpowiedź.
Harry pokręcił przecząco głową. Bez słowa wstałem z łóżka i sięgnąłem po jego czarny plecak. Sprawdziłem plan w brudnopisie i zapakowałem mu potrzebne książki i zeszyty, po czym odstawiłem plecak na jego wcześniejsze miejsce.
- Ubierz się i zejdź na dół. Zrobiłem ci herbatę – powiedziałem, stając przy nim i obserwowałem jego reakcję. Której zabrakło. Schyliłem się, by ucałować jego włosy i tym samym się przełamałem. Nie mogłem pozwolić, by myślał, że jestem na niego zły, a wiedziałem, że był do tego zdolny. Położyłem dłoń na jego chłodnym ramieniu i nagle została ona ściśnięta przez tę Harry'ego. Uśmiechnąłem się do siebie, bo to było cholernie kochane i naprawdę pełne uczucia. Mogło się tak wydawać, ale Harry mnie nie ignorował, nie miał takiego zamiaru. I ten zwykły uścisk pokazał mi bardzo dużo.
Zszedłem do kuchni i dosłownie chwilę później pojawił się w niej Harry. Miał na sobie czarne jeansy podobne do moich i szary jesienny sweterek. Szurał o podłogę stopami przyodzianymi czarnymi skarpetkami, niczym niewyspany dziesięciolatek, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Siedziałem przy stole i piłem kawę, próbując przełknąć kromkę chleba z topionym serkiem śmietankowym. Harry tylko spojrzał na mnie przelotnie i usiadł naprzeciwko mnie. Ujął w dłonie swój kubek z herbatą, przystawił ją do ust i upił kilka rozgrzewających łyków. Miałem wrażenie, że uśmiechnął się do siebie na słodki smak napoju. Obserwowałem go cały czas i widziałem jak zagryza wargę, jakby nie był czegoś pewny. Najwyraźniej bił się z myślami, chyba nie wiedział, czy coś powiedzieć, czy lepiej się nie odzywać. Dłonią sięgnął do swoich splątanych włosów, przeczesując je i wtedy spojrzał na mnie łzawym wzrokiem. Boże, nie chciałem, by znów się rozpłakał…
- Lou - zaczął cicho, zachrypniętym głosem i urwał na chwilę, patrząc na mnie, by zapewne zebrać myśli.
- Nie - wszedłem mu w słowo. Nie chciałem po raz kolejny słuchać przeprosin, czy czegoś podobnego. Zresztą, powiedziałem sobie wcześniej, że nie będzie głupich rozmów na ten temat, chyba, że Harry chce powiedzieć, co naprawdę się dzieje. Ale wiedziałem, że to nie był ten moment. - Nic nie mów, Haz. Nie musisz. Ja wszystko rozumiem. – Chłopak westchnął ciężko i pokiwał głową w zrezygnowaniu. - Powiedz to, co musisz naprawdę, kiedy tylko będziesz gotowy. Dla mnie to w porządku, wiesz o tym. - Sięgnąłem do jego dłoni i splotłem razem nasze palce. Miałem wrażenie, że uśmiechnął się lekko, ale mogło mi się też przywidzieć.
Chciałem wstać i zgarnąć go w swoje ramiona tak, by poczuł się bezpieczny i kochany. Tak, aby wiedział, że go wspieram i kurwa, kocham mimo wszystko. Że jest dla mnie wszystkim, żeby po prostu to czuł, żeby był pewny, że jestem dla niego, że nigdy go nie opuszczę, bo tak, to z nim chciałem spędzić swoje życie. Naprawdę, byłem tego pewien. Tego, że to Harry był tym jedynym. Chciałem go przytulić, pocałować, powiedzieć, że kocham go najbardziej na świecie i nigdy nie wypuszczać ze swoich objęć… Ale nie mogłem. Tak trudno to wytłumaczyć. Wiedziałem, że on w środku też tego chciał, jednak nie teraz, nie w tej chwili. Byłem tego pewien, bez słów. Bez rozmowy na ten temat. Nie czułem się z tym źle, bo go rozumiałem. Harry, owszem, potrzebował w tym momencie mojego wsparcia i zapewnień, ale w inny sposób i miałem nadzieję, że dawałem mu to, czego potrzebował. Starałem się, jak mogłem, chociaż bolał mnie jego brak. Ale Harry potrzebował teraz swoistej samotności. Czułem, że chciał teraz być sam, chciał poukładać sobie wszystko w głowie, ale domagał się też mojego zapewnienia, że jestem i będę tuż obok. Naprawdę pragnąłem, by to wystarczyło, bym w niedługim czasie poznał prawdę.
Przez całą drogę do szkoły, było cholernie niezręcznie. Harry ciągle uciekał wzrokiem i wyglądał jakby miał zaraz wyskoczyć podczas jazdy. Moje spojrzenie przeskakiwało z drogi na niego; starałem się zrozumieć o co chodzi. I zrozumiałem, kiedy stanęliśmy na światłach. Obróciłem się w jego stronę, a on uparcie patrzył w budynki, znajdujące się po jego stronie. Plecak leżał mocno wciśnięty między jego nogami. Westchnąłem ciężko, dając Harry'emu znak, że mam o wszystkim pojęcie i wtedy on spojrzał przed siebie. Jego oczy niewątpliwie zaszkliły się, zapowiadając kolejne łzy. Sięgnąłem dłonią do jego, ale on impulsywnie zabrał swoją, wciskając ja pod udo.
- Nic nie mów - mruknął łamliwym głosem. Zacisnąłem mocno wargi po czym pokiwałem głową i z powrotem zwróciłem uwagę na jezdnię.
Harry przetarł oczy wierzchem dłoni i wtedy zaświeciło zielone. Od razu ruszyłem i skręciłem w prawo, kierując się w stronę szkoły Harry'ego. Starałem skupić się na jeździe, ale było to mało wykonalne, kiedy ukradkiem widziałem, jak mój chłopak co rusz przyciska palcami powieki, nie pozwalając uciec łzą. W momencie, gdy pociągnął nosem i chlipnął cicho, poczułem wilgoć w swoich oczach. Mrugałem szybko, by pozbyć się łez, które zasłaniały mi widok. Nie mogłem, do cholery, płakać, prowadząc samochód.
Skręciłem jeszcze raz w jedną z uliczek, coraz bardziej zbliżając się do szkoły, która była dosłownie na samym końcu głównej drogi . Harry znów chlipnął, tym razem głośniej, co można było porównać do stłumionego pisku. Spojrzałem na niego z zaniepokojeniem. Machinalnie przyłożył dłoń do ust, zaciskając przy tym powieki. Widziałem, jak wielka łza spływa po jego policzku, znikając w jego palcach. Odwróciłem wzrok, by sprawdzić, czy w nic przypadkiem nie uderzę i zwróciłem zatroskane spojrzenie na Harry'ego. Mokrymi już dłońmi przecierał twarz.
Dotarliśmy do szkoły, wjechałem na parking i zatrzymałem się na samym końcu, z dala od wszystkich. Harry musiał się uspokoić, a ja chciałem z nim porozmawiać. Wyłączyłem silnik i obróciłem się na siedzeniu, wpatrując się w niego. Był skulony, ramionami obejmował swoje ciało, trzymając się za łokcie; jego głowa była spuszczona tak, by loki przysłaniały mu twarz. Ale ja widziałem, jak łzy kapały na jego uda. Tak bardzo chciałem go przytulić.
- Harry - szepnąłem niepewnie, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę i co w ogóle mu powiedzieć. Harry nagle sięgnął dłońmi do swojej twarzy i zakrył nimi oczy, a jego ciało zaczęło się trząść; ramiona unosiły się jednostajnie, a ja słyszałem, jak łapczywie brał oddech. Chłopak zaczął płakać i to tak poważnie. Załkał głośno, sprawiając, że moje serce rozdarło się na kawałki. W tamtym momencie mogłem szczerze przyznać, że byłem wstanie przejść przez wiele i patrzeć na wiele, ale widok zranionej, cierpiącej i płaczącej osoby, którą się niemożliwie mocno kocha, to najgorszy widok. Patrzenie na takiego Harry'ego po prostu paliło mnie wewnątrz. A bezradność była chyba równie bolesna, jeśli nie bardziej.
- Boże, kochanie - mój głos drżał i załamał się na końcu, ostrzegając Harry'ego, że ja też jestem bliski płaczu. Chciałem coś zrobić, ale nie wiedziałem co. Chciałem go dotknąć, przytulić, ale wiedziałem, że on się odsunie.
Odwrócił wzrok, znów owijając się ramionami i po prostu wciąż płakał, nie hamując niczego. Wciągał drżąco powietrzę i chlipał kilka chwil, dopóki nie odpaliłem samochodu. Nie mogłem pozwolić, by w takim stanie szedł do szkoły. Wyjeżdżając z parkingu, postanowiłem, że zabiorę go do pracy. Opuściliśmy teraz szkoły, włączając się do ruchu, co spowodowało jeszcze większy szloch u Harry'ego. Miałem wrażenie, że zaraz zacznie krzyczeć. Jego ciało drżało na siedzeniu, kręcił się i wiercił, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Łzy wciąż spływały mu po szyi, a bolesne jęki wydostawały się z jego gardła. Byłem już pewien, że ma kolejny napad paniki, napad niepohamowanego płaczu. Nie chciał płakać, ale nie umiał tego powstrzymać, co jeszcze bardziej go denerwowało i płakał ze zwiększoną siłą. Jechałem z coraz większą prędkością, by jak najszybciej znaleźć miejsce na jakimś przystanku. Postanowiłem skierować się na obrzeża Londynu, by w spokoju się zatrzymać. Harry ciągle drżał, biorąc ogromne hausty powietrza, jakby się krztusił. Starałem się zachować spokój i wciąż wpatrywałem się w drogę, ani razu nie spuszczając z niej wzroku. Jedynie słyszałem, co działo się obok mnie i chciałem po prostu zatrzymać się na środku drogi i zgarnąć Harry'ego w ramiona, uspokoić go.
W końcu wydostałem się z centrum i wjechałem w jakąś boczną uliczkę. Zatrzymałem się przed małym laskiem, wyłączając silnik. Szybko odsunąłem fotel do tyłu, odpiąłem swoje pasy oraz te Harry'ego i wyciągnąłem do niego ramiona. Widok tego, jak walczył ze sobą, jak nie potrafił powstrzymać łez, powodował, że kompletnie się rozkleiłem.
- Chodź do mnie, słońce - powiedziałem płaczliwym tonem, nie powstrzymując łez. Harry dopiero po chwili, kiedy sięgnąłem dłonią do jego ramienia, spojrzał na mnie zapłakanymi i podpuchniętymi oczami. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Pociągnął nosem, a ja znów szepnąłem: - Chodź do mnie - i wtedy ponownie załkał, ale przeczołgał się ze swojego siedzenia, wprost w moje ramiona, usadawiając się pomiędzy moimi nogami. Objąłem go mocno, przyciskając jego twarz do mojej piersi i oparłem policzek o jego głowę. Ucałowałem go w sam jej czubek i pozwoliłem mu płakać, kołysząc go delikatnie. Suwałem dłonią po jego rozgrzanych plecach i czułem pod palcami wystające kręgi, na co moje oczy po raz kolejny zasnuła szklista powłoka. Byłem pewien, że schudł, na pewno kilka kilogramów. Wciąż płakał, a ja nie miałem zamiaru wypuszczać go z uścisku, dopóki sam nie zdecyduje, że jest już w porządku. Te głupie ataki już kilka razy się zdarzały i wtedy Haz potrzebował przede wszystkim bezpieczeństwa i ciepła. Musiał wiedzieć, że przy nim jestem i to go uspokajało.
Tak więc, już po jakichś dziesięciu minutach cichego łkania i całowania go w głowę, jego ciało przestało drżeć w spazmach płaczu. Harry wziął jeden porządny oddech i już ze spokojem wtulił twarz w moją klatkę piersiową. Poluźnił uścisk na mojej marynarce, ale wciąż trzymał się mnie mocno i chyba nie miał najmniejszego zamiaru wychodzić z moich objęć. Widziałem, że tu czuł się dobrze.
- W porządku, kochanie? - spytałem cicho tak, by nie naruszyć tej ciszy wypełnionej spokojnymi oddechami Harry'ego. W odpowiedzi tylko pokiwał głową.
Z kieszeni marynarki wyjąłem telefon i spojrzałem na godzinę. Było piętnaście po ósmej, co oznaczało moje spóźnienie. Nie wiedziałem wtedy, co mam zrobić. Nie miałem już zamiaru puszczać Harry’ego do szkoły, nie po tym wszystkim. Do pracy też za bardzo nie mogłem go zabrać, przynajmniej nie wypadało, by w takim stanie siedział w moim gabinecie, kiedy musiałbym pracować. I tak z pewnością, nie skupiłbym się na niczym i nie wykonał tego, co do mnie należało. Byłem już przekonany, że gdziekolwiek Harry by się znajdował, Paul przeniósłby mnie do radia. Tego oczywiście nie chciałem. Jedyne, o czym byłem w stanie myśleć, to Harry. Chciałem siedzieć z nim tak już cały dzień, tulić go i całować w głowę. Musiałem się nim zaopiekować. I wtedy byłem już pewny, co powinienem zrobić. Tylko to mi pozostało.
Wybrałem numer do Paula.
- Louis - odebrał, surowym głosem - Spóźniasz się.
- Ja… Tak, wiem. Dzwonię, żeby powiedzieć, że… Dziś już nie dam rady – powiedziałem, przymykając oczy. Poczułem, jak Harry unosi głowę, by spojrzeć na mnie, więc uchyliłem powieki. Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, jakby wiedział co zaraz powiem. I chyba tego nie chciał. Posłałem mu uśmiech.
- Co? Mów jaśniej.
- Dziś mnie nie będzie, przepraszam. I prawdopodobnie… Nie. Z całą pewnością przyjmuję twoją propozycję - zamilkłem, pozwalając, by coś powiedział, ale on milczał, więc kontynuowałem. - Wezmę wolne, w porządku?
- Umm. Tak, jasne. Przecież sam cię o to prosiłem - odpowiedział automatycznie i niemal wyczułem w tym jego uśmiech, jednak nic nie odpowiedziałem, kiwając jedynie do siebie. - Coś z Harrym, tak?
- Tak. Ale nie chcę o tym mówić.
- Pewnie. Dobra, więc ile czasu potrzebujesz?
- A ile jesteś w stanie mi dać?
- Góra miesiąc.
- W porządku. Do miesiąca mam nadzieję wrócić - powiedziałem pewnie i oparłem czoło o Harry'ego. - Musimy to naprawić, najlepiej jak najszybciej.
- Trzymam kciuki. Na razie, Louis.
- Mhm. Do usłyszenia.
- Lou. Dlaczego to zrobiłeś? - usłyszałem zachrypnięty głos Harry'ego. Wiedziałem, że czuł się winny, więc ucałowałem go lekko w nos.
- Bo musimy to naprawić, kochanie.
W drodze do domu, Harry zaczął przysypiać. Jego głowa opadała na jego prawe ramie i uparcie starał się mieć otwarte oczy. Ten płacz go wykończył i zdecydowanie potrzebował odpoczynku.
Kierowałem spokojnie, chcąc jak najszybciej dostać się do domu. Będąc już na miejscu, Harry spał. Był rozłożony na fotelu, jego skulone dłonie znajdowały się pod jego twarzą, po prostu smacznie spał, pochrapując cichutko. Wyglądał jak anioł, w którego mogłem wpatrywać się przez całą wieczność. Był taki piękny, kiedy spał, taki spokojny, jakby nic się nie dział. Jakby odpoczywał sobie po ciężkim dniu w szkole.
Z uśmiechem, wziąłem go w ramiona i zaniosłem do domu. Był bardziej lekki niż kilka miesięcy temu i bardziej kruchy w moich ramionach. To bolało, ale starałem się być silny. Ułożyłem go w salonie na kapnie, zdjąłem mu buty i opatuliłem kocem, oczywiście nie zasłaniając jego pięknej główki. Ucałowałem go w nią i poszedłem do kuchni, by zrobić sobie herbatę. Miałem przeczucie, że Harry pewnie będzie spał jakąś godzinkę, więc postanowiłem przygotować mu coś do picia i obowiązkowo coś do zjedzenia, by mógł coś przegryźć, kiedy się obudzi. Ja w tym czasie chciałem załatwić pewną sprawę. Przemyślałem wszystko w drodze do domu i musiałem wykonać telefon do wychowawczyni Harry'ego i powiedzieć jej o wszystkim. Spojrzałem jeszcze na niego i z komórką w ręce, wyszedłem z domu. Zrobiłem kilka kroków, by zatrzymać się przy oknie i oprzeć się wygodnie. Wybrałem numer do pani Laster i ze zdenerwowaniem czekałem, aż odbierze. Była dziewiąta rano i pewnie prowadziła teraz lekcję, ale w środku miałem nadzieję. Musiałem z nią poważnie porozmawiać i byłem gotów nawet wsiąść w samochód i pojechać do szkoły Harry'ego. Na szczęście, odebrała.
- Halo? Pan Tomlison? - no tak, miała mój numer.
- Tak, dzień dobry. Ja dzwonię…
- Harry jest dziś nieobecny, a to dopiero drugi dzień szkoły. Stało się coś? Wiem, że…
- Tak, stało. Uhm - przerwałem jej, sam będąc zdenerwowanym, gdyż ona też mi przerwała. – To, co się dzieję, to niestety nie jest rozmowa na telefon.
- Rozumiem. Dobrze, więc co się stało?
- Myślę, że Harry potrzebuję na razie przerwy. Wiem, że były wakacje, ale on naprawdę tego potrzebuje. Dziś nie da rady przyjść do szkoły… Ani w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że pani rozumie. - Po drugiej stronie usłyszałem jedynie oddech kobiety. - W porządku. Musi pani wiedzieć o wszystkim. Powinniśmy się spotkać. Kiedy będzie miała pani taką możliwość?
- Czy odpowiada panu sobota?
- Tak. Godzinę jeszcze ustalimy - przytaknęła mruknięciem. - A teraz, chciałbym poprosić o… Przerwę dla Harry'ego? Myślę, że dwa tygodnie. On naprawdę…
- Oczywiście. Nie ma problemu. Ale przydałoby się jakieś zwolnienie…
- Od psychologa może być? - zamilkła na chwilę i byłem pewny, że jest zdziwiona.
- Dobrze. Um… Przepraszam, ale mam teraz lekcję.
- Dziękuję. Do widzenia - pożegnałem się, na co odpowiedziała mi tym samym i chowając telefon wróciłem do domu.
Harry nadal spał, słodko tuląc do twarzy kocyk, a ja odetchnąłem głośno. Denerwowałem się tą rozmową, ale z powodzeniem wszystko poszło po mojej myśli. Na szczęście, nie było problemów ze strony wychowawczyni, obawiałem się, że się nie zgodzi. Jednak Taylor Laster była mądrą kobietą, wiedziała, jaką Harry ma sytuację i zrozumiała. Ona jako jedyna z nauczycieli, wstawiła się za nami, kiedy Anne wyrzuciła Harry'ego, przez co zamieszkał ze mną. Była w końcu jego wychowawczynią i zdecydowanie, była idealna do tej roli. Była tolerancyjna, wspierała Harry'ego w jego tańcu i zawsze przychodziła z pomocą, kiedy tylko jej potrzebował.
Zabrałem herbatę z kuchni i wróciłem do salonu, by przysiąść się obok śpiącego Harry'ego. Podkurczyłem nogi, siadając na piętach, a ramieniem oparłem się o podłokietnik. Włączyłem telewizor, by zając czymś myśli i z gorącym kubkiem w dłoni, oglądałem jakiś program śniadaniowy. Sam miałem ochotę położyć się i zasnąć na chwilkę. Wszystko mnie bolało i byłem zmęczony, fizycznie i psychicznie. Musiałem jeszcze zadzwonić do Alice w sprawie tego zwolnienia i porozmawiać na temat kolejnych spotkań, bo w tamtej chwili nie widziałem w nich sensu. Teraz, miałem zamiar skupić się tylko i wyłącznie na Harrym. Miałem dla niego dwa tygodnie i musiałem mu pomóc w tym krótkim czasie, musiał w końcu mi powiedzieć, co się z nim działo.
Po ponad godzinie, poczułem jak nogi Harry'ego poruszają się obok mnie. Spojrzałem na niego i zobaczyłem, jak otwiera swoje zaspane oczka - uśmiechnąłem się. Wysunął ręce spod koca i zaczął się rozciągać. Podsunął się do góry i oparł plecami o podłokietnik. Cały czas go obserwowałem, a on dopiero wtedy na mnie spojrzał. Jego loki były zmierzwione, a na policzkach były widoczne różowe plamy, po śnie. Wyglądał uroczo, ale też przygnębiająco. Przysunąłem się do niego i chwyciłem za dłoń, by spleść razem nasze palce.
- Jak się czujesz? - spytałem z troską.
- Lepiej – odparł, po czym posłał mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłem go automatycznie i jeszcze bardziej się przybliżyłem. Patrzyłem chwilę w jego zielone, cierpiące oczy i kiedy pomyślałem, że mogę się rozpłakać, zgarnąłem go w ramiona i przytuliłem mocno do siebie. Na szczęście, nie opierał się, a nawet z ochotą wtulił się we mnie. Poczułem, jak wciska ręce pomiędzy moje plecy a kanapę, by położyć swoją dłoń na moim biodrze, a drugą na piersi. Schowałem twarz w jego miękkim lokach i złożyłem czuły pocałunek na jego głowie. Westchnąłem i pozwoliłem sobie rozkoszować się tą chwilą. To było miłe i cholernie przyjemne, tak po prostu go przytulić, bez słów, łez krzyków, bez żadnego powodu. Jedynie z miłości. Przyjemne ciepło rozlało się w moim brzuchu, a przysłowiowe motylki zatrzepotały. Tak bardzo go kochałem.
A on był taki chudy. Dziś naprawdę to zauważyłem. Dawno nie widziałem go bez koszulki, ale byłem przekonany, że cudowne mięśnie jego brzucha zniknęły. Bo silnych bicepsów już nie było, tylko chude ramiona. Jego obojczyki były naprawdę widoczne, a pod palcami czułem kręgosłup. Schudł, tak cholernie schudł i to było straszne. Nie miałem kompletnie pojęcia czemu. Przecież był piękny. Bałem się, że świadomie dążył do takiego wyglądu, że nie była to wina tego, co się dzieje ani stresu. Ale jeśli to było umyślne… Chciałem płakać. Musiałem mu udowodnić, że jest cudowny. On musiał mi zaufać i wszystko powiedzieć.
- Wiesz - zacząłem cicho. - Zadzwoniłem do twojej wychowawczyni. Wszystko już jest załatwione. Posiedzimy troszkę w domu, razem. W porządku? - poczułem jak się spiął słysząc, że rozmawiałem z Laster, ale po chwili kiwnął lekko głową, w ogóle nie odsuwając się ode mnie. - Potrzebuje tylko jakiegoś zwolnienia, więc załatwię od Alice -
- Co? Zwolnienie od psychologa? -mruknął przestraszony, jednak wciąż ściskał mnie w pasie. Nie zdążyłem mu odpowiedzieć. - Nie… Wszyscy się dowiedzą i mnie wyśmieją. O Boże - jęknął płaczliwym tonem, chowając swoją twarz w mojej szyi.
- Nie ma mowy, słońce. Nikt się nie dowie. A nawet jeśli, to nie będą się śmiać. Już ja się o to postaram. Obiecuję. - Nie odpowiedział, tylko chlipnął mocząc łzami moją skórę. - Shhh. Nie płacz. Wszystko jest dobrze, kochanie. Nikt nie zrobi ci krzywdy. Nie pozwolę. Teraz jesteśmy razem. To jest najważniejsze - wyszeptałem i przypieczętowałem obietnicę pocałunkiem w jego rozgrzany policzek.
Po chwili, uspokoił się i jego cichy płacz ustał. Odsunął twarz od mojej szyi i sięgnął do niej dłońmi, by wytrzeć ślady łez. Uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem dłonią do jego policzka, pocierając go lekko kciukiem. Harry spojrzał na mnie i nieśmiało odwzajemnił uśmiech. Nachyliłem się i cmoknąłem go lekko w kącik ust. Zamruczał przy tym i kiedy się odsunąłem, on objął rękami moją szyję i przyciągnął do czułego pocałunku. Wymieniliśmy się kilkoma muśnięciami, po czym Haz oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy.
- Dlaczego to robisz? - spytał cicho, na co spojrzałem na niego zdezorientowany. - To wszystko… Czemu to robisz? - W jego oczach zabłysły łzy, więc szybko przycisnąłem usta do jego i wciągnąłem go w swoje ramiona tak, że siedział na mnie okrakiem, a jego policzek był przyciśnięty do mojej klatki piersiowej.
- Bo cię kocham - powiedziałem prawdę, chwytając jego dłoń w swoją i splotłem razem nasze palce. - Najmocniej na świecie i chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę twojego szczęścia i nie przepadam za oglądaniem twoich łez i patrzeniem, jak cierpisz. Chcę tylko, żebyś był ze mną szczęśliwy, żebyś nie cierpiał i cały czas się uśmiechał. Dlatego, kochanie.
- Przepraszam - powiedział ledwo słyszalnie i tak bolesnym tonem, że moje serce ścisnęło się.
- Nie masz za co przepraszać. Nie ma ku temu powodu, słońce. Po prostu powiedz, co się dzieję, nic więcej.
Moje słowa nie spotkały się z odpowiedzią. Jedyne, co uzyskałem, to mocniejszy uścisk w pasie i pocałunek na piersi, w miejscu mojego serca. Ale to wystarczyło.