2015-02-16

Tytuł: Give Me Truths

Autorka: Rachel

Tłumaczenie: Ania i Catherine

Pairing: Larry

Opis: Jak mały kotek - myśli potem Louis, kiedy odpływa w sen. - Mały kotek z pazurami zatopionymi we mnie. - Ostatecznie to nie jest aż taka straszna myśl.

Louis jest studentem psychologii z liczbą tatuaży tak dużą jak jego IQ. Harry jest (tak jakby) w związku z homofobicznym mężczyzną i z każdym dniem nienawidzi siebie jeszcze bardziej. Sprawy się komplikują, ale Louis pomaga mu się pozbierać

Lub: Louis zakochuje się w kruchym chłopaku i mówi mu każdą piękną prawdziwą rzecz tego świata, tak długo jak go to uszczęśliwia.

+

Wiosna dopiero, co tchnęła życie w mieście, gdy wszystko zaczyna
się psuć.

Louis wciąż za priorytet bierze odbieranie Harry’ego po jego
zajęciach, które dzieli z Thomasem, ale bez względu na to jak często zwala go z
nóg, wydaje się to pomagać coraz mniej. Thomas wciąż kręci się zbyt blisko
niego, a Harry wciąż wydaje się spięty pod palcami Louisa jeszcze godziny
później. Louis pyta - nie może powstrzymać siebie od pytania - ale nigdy nie
naciska. Harry przyszedłby do niego, gdyby sprawy nabrały naprawdę nieciekawego
obrotu.

Prawda?

Harry’emu nie zajmuje długo wyduszenie tego z siebie. W końcu,
nie nadaje się do trzymania sekretów.

- Thomas zaczyna… On naprawdę staję się przerażający -
mamrocze do Louisa jednej nocy. Ich kubki po herbacie są puste, a on zwija kłębek
długich kończyn w kulkę i przyciska się do boku Louisa.

- Jak to przerażający? - pyta Louis, jak zawsze delikatnie.

- Wciąż mówi te rzeczy. Które nie są…, um, stosowne. A ja
wciąż mu powtarzam, aby przestał, przysięgam, ale on po prostu…

Żołądek Louisa zaczyna dawać tak znane znaki reakcji na Thomasa,
mieszankę nudności i żaru i opadania i wywracania się na drugą stronę; to
wszystko wydaje się zbyt znajome.

- Jakie rzeczy? W porządku, możesz mi powiedzieć. Chcę wiedzieć,
pomogę ci, o ile będę mógł.

Harry nie chce. Jest to wypisane na jego twarzy. Chociaż, poniekąd
chce, bo to jest jego Louis, i prawdopodobnie nie ma nic, co mógłby
kiedykolwiek powiedzieć, aby Louis użył żeby go skrzywdzić. Tyle wie.

- Chce, żebym do niego wrócił - Harry wyznaje drżącym głosem. -
Mówi, że może być lepszy od ciebie. I mówi, że ja chcę tego, ale tak nie jest,
przysięgam-

- Wiem,
kochanie, wiem - to nie jest coś, czego Louis by się nie spodziewał. Ale wciąż
czuje mdłości, słysząc to. - Co… Co dokładnie powiedział?

Cienka linia warg Harry’ego ściśnięta razem pozostaje zapieczętowana
przez długą chwilę.

- Czuję mdłości, jak mam to powtórzyć.

- Nie musisz. Oczywiście, że nie musisz - Louis zapewnia go,
pocierając duże, kojące kręgi na plecach Harry’ego. - Jest w porządku. Z tobą
jest w porządku.

- Chce, żebym mu obciągnął - Harry kontynuuje cicho, bardziej
odważnie niż mu się wydaje. - Wciąż pyta, czy jest większy od ciebie, i czy
wolę jego. I mówi, że też mógłby mi obciągnąć, bo wie, że zawsze tego chciałem.

- Wszystko w porządku - szepcze Louis. Mówi to także do
Harry’ego.

Następuje kilka cichych minut.

- Nigdy bym cię nie zdradził - mówi Harry, chociaż nie musi. -
Nigdy bym do niego nie wrócił. Nigdy bym nawet o tym nie pomyślał.

- Ale to w porządku, jeśli o tym myślisz - Louis musi się zmusić,
aby to powiedzieć. To jest to, co musi powiedzieć. Ale nie chce tego mówić.

- Co? O czym ty mówisz?

- On był twoją pierwszą miłością, to… To byłoby normalne,
gdybyś się skusił. Aby wrócić. Zrozumiałbym, gdybyś o tym myślał.

Harry siada prosto, jakby został uderzony.

- Louis - Ja bym nigdy-

- Cóż, to nie tak, że chcę abyś do niego wrócił czy coś, po
prostu nie chcę abyś czuł się źle, jeśli czujesz jakieś sprzeczności czy coś -
szok nie opuszcza szeroko otwartych oczu Harry’ego, i Louis czuje, że jego
serce ciągnie go, aby odpuścić. - Nieważne, kochanie - wzdycha w końcu. -
Zapomnij o tym, co powiedziałem, dobrze? Jest w porządku z tobą. Będzie w
porządku i z nami.

To coś w rodzaju jego mantry, gdy na twarzy Harry’ego pojawia
się grymas, a on sam staje się smutny, albo, kiedy umysł Louisa zaczyna wyścig
pośród listy wszystkich powodów, dlaczego być może Thomas wydawałby się lepszy
od niego. Więcej pieniędzy. Przystojny. Wysportowany. Popularny. Pierwsza miłość.
Ma swoje własne mieszkanie. Pierwsza miłość. Silny. Pierwsza miłość.

Czasami
trudno listę zagłuszyć. Bicie serca Harry’ego jest zawsze głośniejsze.

+

Harry nigdy nie pojmuje jak bardzo zły obrót nabrały sprawy. Nie
musi, to po pierwsze, a po drugie, nie chce. To tak jakby ignorował to
wystarczająco mocno, problem by zniknął. Thomas by odszedł.

Karteczka ląduje na jego biurku gdzieś w połowie wykładu, niczym
w groteskowym powrocie do szkoły podstawowej. Nie musi spoglądać w górę, aby znać
źródło, którym jest od zawsze obecna bolączka siedząca na miescju bezpośrednio
po jego lewej stronie.

Jak długo ci zajmie przyznanie się, że
jestem lepszy od niego? KOCHASZ mnie.

Jak się okazuje, możesz rozerwać standardowy arkusz papieru na
około 600 małych kawałków, nim zrobi się zbyt mały, aby go wygodnie trzymać.

Thomas jest niezłomny. Jest nieprzyjemnie blisko, mamrocząc w
ucho Harry’ego jak tylko wykład się kończy.

- Grasz trudnego do zdobycia, kochanie, ale widziałem sposób, w
jaki na mnie patrzyłeś. Uwielbiałeś każdą minutę, w której byliśmy razem.

To kłamstwo, zbyt duże dla Harry’ego, aby je zignorować.

- Nie jesteś gejem - rzuca w obronie. - Nienawidzisz pedałów. To
jest tylko twój sposób, aby mnie zmanipulować-

- Nie bierz mnie tak poważnie, Harry. Haz- Thomas wzdycha lekko.
- Byłem zdezorientowany. Teraz już nie.

Blokuje drogę do wyjścia, stojąc między Harrym, a jego dosłowną
drogą ucieczki.

- Czy byłeś zdezorientowany, kiedy mówiłeś, że jestem
obrzydliwym kawałkiem gówna, ponieważ jestem gejem? Ponieważ wydawałeś się
całkiem oczywisty w tej kwestii.

To tak jakby Thomas słyszał niepewność za słowami Harry’ego.

- Byłem
zdezorientowany - odpowiada gładko. - Bałem się być szczery wobec siebie, być
innym. Ale znalazłem swoje jaja, i wiem, czego chcę.

- Mam nadzieję, że zostawić mnie w spokoju, bo to właśnie tego
chcę - wyrzuca Harry, i w końcu udaje mu się przecisnąć przez Thomasa i przejść
korytarzem w kierunku drzwi. Modli się, żeby strach w jego oczach nie był
widoczny. Ma nadzieję, że bicie jego serca nie jest tak głośne, jak mu się
wydaje.

Jednak Thomas go dogania.

- Nie do końca. To ty, Harry. Jesteś mój. Zawsze byłeś mój.

- N-nie jestem twój - Harry jąka się, idąc szybciej. Co jednak
nie oddala go od jego groźnego cienia. - Nie możesz posiadać kogoś.

- Jesteś po prostu nieśmiały. Jak mógłbyś mnie nie chcieć z
powrotem? - rozbrzmiewa prosto w ucho Harry’ego.

- Ja po prostu -oh, na miłość boską! - klnie Harry, patrząc na
zamieszanie i tłum w holu. Woźny jest na drabinie bezpośrednio przed głównym
wyjściem, blokując wszystkim wyjście i wysyłając śpieszących się ludzi do
alternatywnych tras. Harry odmawia zatrzymania się, skręca w losowy korytarz i modli
się, żeby gdzieś na końcu było wyjście. Może Thomas zgubi go w tłumie.

Nie gubi. To cud, że Thomas nie potyka się o Harry’ego, sposób,
w jaki go śledzi, dzieląc ich tylko oddechem. To długi korytarz, kilka skrętów,
i wyjście. Harry spieszy się w jego kierunku, jakby na końcu tunelu znajdowało
się światełko.

Ale nie wszystkie wyjścia są ucieczką i nie wszystkie tunele
kończą się światłem. Ten kończy się przestrzenią między dwoma budynkami, gdzie
Harry widzi jedynie garstkę śmietników i kilkanaście butelek po piwie. Coś
głęboko w jego jelitach skręca się trochę nim Thomas chwyta go w pasie i
przyciska do ściany.

To coś w
rodzaju ponurego echo, kiedy był tu z Louisem, z wyjątkiem, że nie jest tutaj z
nim. Nie czuje pociągu tym razem. Czuje strach. Horror, i gniew, i wiele, wiele
strachu.

- Przyjdź do mnie dziś wieczorem, będę cię pieprzył lepiej niż
ten młodzik kiedykolwiek będzie w stanie - Thomas szepcze gorąco do ucha
Harry’ego. - Nawet nie musi wiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica, kochanie.

Całe powietrze uchodzi z płuc Harry’ego. Thomas wplątuje swoją rękę
w jego loki, przechylając głowę Harry’ego na bok i ssąc malinkę na jego bladej
skórze, którą tam znajduje, a Harry nie może odnaleźć swojego głosu. Jego usta
wciąż tworzą rozpaczliwe krzyki ‘nie’, ale słowa nie mają dźwięki bez
powietrza, i to jedyna rzecz, której Harry nie ma.

- Jesteś mój, Harry.

Słabe ręce wspinają się, aby odnaleźć pierś Thomasa, aby go odepchnąć,
aby odsunąć go daleko, daleko. Ale Thomas zawsze był silniejszy. Thomas zawsze
rozdawał karty. To noc, podczas której rani Harry’ego raz jeszcze, z wyjątkiem,
że tym razem, nie musi nawet podnosić pięści, aby go pokonać.

Harry
nigdy nie miał szans. Stara się walczyć,  mimo wszystko.

+

Może Louis martwi się za bardzo. Może musi się nauczyć jak się zrelaksować
trochę bardziej, albo stresować się nieco mniej, czy coś. Bo, jeśli Harry’emu
zajmuje dwie dodatkowe minuty opuszczenie sali, to nie powinno być nic
wielkiego. Zajęcia się przeciągają. Ludzie chodzą powoli. To nic takiego.

Jednak to nie jest nic takiego, ponieważ żołądek Louisa się
skręca, i wspina się na schody budynku, aby zbadać sprawę. Drzwi są zablokowane
przez mężczyznę na drabinie, a ludzie zawracają. Louis także, okrążając budynek
jakby nie mógł się temu oprzeć, poszukując kędzierzawego chłopca albo zielonych
oczu w tłumie-

Niemal ich nie zauważa, tam, gdzie śmieci i gruz ukrywa się
przed przechodzącymi ludźmi. To ostre, małe westchnięcia, które w jakiś sposób
przyciąga jego uwagę, a potem jedynie szybki oddech, ale to Harry, i on o tym
wie, biegnąc w kierunku dźwięku.

- Wypierdalaj od niego - krzyczy ostrym głosem, nim nawet jego
mózg może przeprocesować to, co widzą jego oczy. Jest tam Harry, pchnięty na
ścianę, oczy szeroko otwarte, blady i trzęsący się. Jest tam Thomas, z ustami
na skórze Harry’ego, ręce jak na swoim ciele, stopy przygotowane do walki.
Słowa sprawiają, że staje się silny i głośny i jakoś nie w połowie tak wściekły
jak się czuje.

Thomas zamiera. Nie cofa się. Louis jest tam w ciągu oddechu,
chwytając w garść jego koszulę i ciągnąc go do tyłu, popychając na drugą stronę
alejki z całą siłą, na jaką jego niewielkie ciało może się zdobyć. To niemal
jak instynkt, aby pójść po niego. Ale to nie jest instynkt, zdecydowanie, aby złapać
Harry’ego nim ten załamuje się na ziemię.

Wydaje się, że w młodszym chłopcu nie ma ani jednego części,
która by się nie trzęsła.

- Co ty kurwa myślisz, że robisz? - Louis warczy na Thomasa,
który łapie równowagę kilka metrów dalej.

- Skąd
wiesz, że tego nie chciał? Zawsze był małą dziwką - Thomas atakuje z przekąsem.

Uścisk Harry’ego na swetrze Louisa zacieśnia się w nagłej
panice.

- Nie, Louis, przysięgam, że go nie chciałem, przepraszam-
Przysięgam, że próbowałem go powstrzymać-

-Wiem, kochanie, wiem - Louis uspokaja natychmiast. - Wiem. W
jakim kurwa wszechświecie płacz i panika jest sposobem na okazanie chęci? -
pluje w Thomasa. - Dałeś mi jeden kurwa powód, dlaczego nie powinienem ci
wpierdolić teraz.

On nie jest brutalnym człowiekiem. Naprawdę nie jest.  Ale wtem, Louis nigdy nie wydawał się
większym zagrożeniem niż teraz. Na szczęście, myśli też dość logicznie, więc
kiedy tylko Thomas uśmiecha się pod nosem do niego i wzrusza ramionami Louis
dochodzi do wniosku, że właściwie nie ma powodu, aby mu nie wpierdolić, więc
ustawia Harry’ego na nogi, i bierze kilka kroków, aby pędem umieścić pięść w
samym środku twarzy Thomasa.

Nagle, to Harry go trzyma, i jest to raczej uścisk schwytania
kogoś niżeli ten pocieszający.

- Louis, nie - Harry czka, gdy ciągnie ich obu do tyłu ze
wszystkich sił. - Proszę, nie. On cię skrzywdzi, on-

- Nie muszę go kurwa bić - wyrzuca Thomas, wokół ręki, która
łapie krew tryskającą z nosa. -  On mnie
nie dotknie.

- Oh, naprawdę? - kwestionuje Louis z bezradosnym śmiechem. - Zostało
ci jeszcze wiele miejsca na twarzy, ty kutasie!

Uśmieszek na twarzy Thomasa wygląda jeszcze bardziej
makabrycznie z krwią.

- Jeśli dotkniesz mnie, chociaż palcem, wypuszczę film.

To sprytny lewy sierpowy, którego Louis nie spodziewał się, choć
raz.

- Jaki
film? O czym ty kurwa mówisz?

- Oh, to tylko krótki filmik, który nagrałem w zeszłym semestrze
- odpowiada Thomas zbyt dużą ilości radości w oczach. - To twoja mała dziwka,
jęcząca wokół mojego kutasa głęboko w swoim gardle. Chcesz zobaczyć?

Harry niemal roztrzaskuje głowę o chodnik, ale Louis łapie go na
czas, spowalniając jego upadek. Zemdlał. Louis opada na kolana, kołysząc jego
bezwładne kończyny.

- Ani mi się kurwa waż - szepcze. To jedyna głośność, która może
z siebie wydusić z tą obręczą wokół piersi. - Nie waż się kurwa mu tego zrobić.
Nic tobie nie zrobił.

- Upokorzył mnie, do cholery - Thomas syczy. - Lepiej uwierz, że
zrobię to zaraz. Pokażę całemu kampusowi, że jest kurwa dziwką.

- Nie jest-!

- Jest. A wiesz, co jest najlepsze? - następuje napięta chwila
ciszy, w której Louis może jedynie obserwować, skąd klęczy z głową Harry’ego
kurczowo trzymaną u jego piersi, jak Thomas podchodzi, stając tuż nad nimi. -
Nic z tym kurwa nie możesz zrobić. Pogódź się z tym, Tomlinson. Jesteś teraz
moją dziwką.

A potem
znika.

+

To na nowo posiniaczona szczęka, ale jakoś jest dziesięć razy
gorzej. Harry nie jest już jakimś dzieciakiem, który padł ofiarę uwłaczającego
dupka. To było wystarczające złe, ale teraz to jego Harry, z malinką na szyi i
ciągłymi łzami w oczach, starającym się ukryć za swetrem i dłońmi. Jest gorzej
tak.

Wie, że wcale nie pomaga, gdy za każdym razem, gdy zauważy
zassanego siniaka tuż pod linią jego szczęki, gorący zwitek gniewu zaczyna się wznosić
w jego podbrzuszu. Reszta wieczoru to lodowata gra ciszy Harry’ego, udającego,
że nie jest przerażony tym, co powiedział Thomas i Louisa udającego, że nie
chce chodzić po ścianach, aby znaleźć go i skrzywdzić.

- To śmieszne - wzdycha wreszcie do Harry’ego, gdy następuje
kolejny ranek i nic nie wydaje się mniej ponure. - Ty jesteś zdenerwowany, ja
jestem zdenerwowany.. Dlaczego po prostu nie pozwolimy sobie się denerwować?
Nie ma sensu udawać - Harry spogląda tylko na niego z niezrozumieniem. - Odpuśćmy
sobie zajęcia i poobijajmy się dzisiaj. Możemy zjeść lody i obejrzeć naprawdę
gówniany program w telewizji i owinąć się razem w puszystych kocach i po prostu
być nieszczęśliwymi razem.

- Czy to pomoże? - Harry pyta niepewnie.

Louis przesuwa się bliżej do miejsca Harry’ego na kanapie i tuli
się do jego boku.

- Tak, oczywiście. To się nazywa katharsis. Zaufaj mi, jestem
lekarzem.

To wywołuje uśmiech u Harry’ego.

- A będzie sfrustrowany, żałosny seks?

- Cóż,
jeśli nalegasz…  - Louis przechyla
głowę i przyjmuje długi pocałunek od Harry’ego. Jest zabarwiony odrobiną
niepokoju, ale jest w porządku. To pierwszy szczery pocałunek, który mieli w
ostatnich 24 godzinach.

Oczywiście nie mają sfrustrowanego, żałosnego seksu. Nikt tak
naprawdę nie jest w nastroju, z gniewnym dotykiem, który wciąż utrzymuje się na
skórze Harry’ego i przez film, który może go rozerwać na strzępy ukryty gdzieś
na twardym dysku. To ciężkie brzmię.

Żaden z nich nie nabiera się także na farsę. Harry wciąż
obserwuje jak oczy Louisa ciągną do tej malinki i za każdym razem, gdy
przechwytuje gotujące się spojrzenie, przegryza swoją biedną wargę trochę
mocniej w zmartwieniu.

- Dlaczego tego nie naprawisz, Louis? - pyta cicho, ni stąd ni
zowąd.

- Naprawię, czego? - Louis musi spytać, chociaż jedyne, co chce powiedzieć
to ‘tak’.

- Malinki. Nie podoba mi się, że to mam…- Harry próbuje i
przełyka ciężko, nim może skończyć. - Jego znamienia. Na mnie.

To sprawia, że serce Louisa zatapia się jeszcze niżej, słysząc
smutek w głosie Harry’ego.

- Nie mogę tego naprawić, skarbie - mamrocze.

- Zrób kolejną - sugeruje Harry z gorliwym spojrzeniem. - Zaraz
na niej. Więc unieważni tą jego i będę tylko twój.

- Zdecydowanie nie - wychodzi zbyt szorstko, wystarczająco
szorstko, aby zgasić światełko Harry’ego. Louis wycofuje się. - Co mam na myśli
- to nie działa w ten sposób, nie sądzę. Uwielbiam robić ci malinki, sprawiać,
że czujesz się wyjątkowo i chroniony, ale… To nie to samo.

- Nie, kiedy próbujesz zniwelować tą Thomasa -kończy Harry. On
wie.

- Dokładnie.

Nie
rozmawiają chwilę po tym. Harry odnajduje swoją drogę do pocieszających ramiona
Louisa, i Louis trzyma się go tak, jakby zależało od tego jego życie. Jeśli
mogą słyszeć wzajemne bicie swoich serc, to może utrzymać przyszłość na dystans.

» skomentuj

Show more